O dziewiątej rano wyruszamy z Delhi w drogę do Radżastanu. Nasz bus z trudem przedziera się przez ulice miasta, wymijając rozliczne riksze, plączące się krowy, wychudłe psy i mrowie ludzi.
Wreszcie wyjeżdżamy na drogę wiodącą do Dżajpuru. Oglądam przez okno mijające nas ozdobnie pomalowane ciężarówki, mijane przez nas dwukołowe wózki zaprzęgane w wielbłądy, stada owiec z czarnymi główkami, poganiane przez straszliwie zakurzonych mężczyzn w kolorowych turbanach, stada kóz, osiołki dźwigające ogromne pakunki, kobiety w barwnych sari dźwigające na głowach ogromne toboły pozawiązywane w chusty. Wzdłuż drogi byle jakie budy. Czymś tu handlują, siedzą na krzesełkach, grają w karty. Dalej jakieś ogromne śmietnisko, porozstawiane namioty. Ludzie koło namiotów coś gotują, suszą się porozwieszane szmaty. Powolnie snują się krowy, psy, świnie…
Read more