Chińska przygoda 2 – Chiński Mur

Drugi dzień w Pekinie – niedziela. Zgodnie z ustalonym wczoraj planem wyruszamy na oglądanie Chińskiego Muru. Wczesnym rankiem jedziemy metrem na Plac Niebiańskiego Spokoju, plac Tian’anmen[, z którego zgodnie z posiadanymi przez Elcię informacjami wyjeżdżają autobusy w kierunku Muru. W pobliżu przystanku autobusowego stoi autokar, którym, jak się okazuje, można pojechać na wycieczkę na Mur i do grobowców Mingów. Autokar jest z klimatyzacją i chińską pilotką. Są jeszcze wolne miejsca, są do nabycia bilety pa 50 juanów, czyli 25 zł. Nabyłyśmy bilety i zajęłyśmy miejsca.

Oczywiście nic nie rozumiałyśmy z informacji podawanych przez pilotkę, ale na nasze szczęście znalazł się w tym autokarze Chińczyk mówiący po angielsku. Chińczyk pracował w Pekinie i właśnie przyjechały go odwiedzić żona z córeczką mieszkające w odległej o dwieście kilometrów miejscowości. Dla uświetnienia tych nieczęstych odwiedzin zabrał je na tę wycieczkę.

Pierwszy punkt wycieczki – nowo oddany po remoncie kawałek Muru. Bilety po 40 juanów. Elcia już na murze była, więc zostaje na dole, a mnie oddaje pod opiekę, już zaprzyjaźnionego, Chińczyka.

Spacer po Murze to ciężka wspinaczka. Wciąż schody i schody… na dodatek to schody o stopniach różnej wysokości. Jest jakaś poręcz, ale tak nisko, że nawet ja musiałabym iść pochylona. Jest gorąco i parno, z trudem pnę się po tych nierównych schodach… Chińczyk ratuje mnie wodą mineralną – dostaję butelkę w prezencie.

Drugi przystanek autokaru w innym miejscu Muru. Na placyku przed wejściem na trasę wycieczkową estrada, a na niej występy Japonek. Śpiewają jakieś piosenki. Trochę dalej targ i drobne restauracyjki. Znowu bilety wstępu. Tym razem już po 45 juanów. Tu droga już o wiele łagodniejsza i piękne widoki.

Niestety zaczyna padać deszcz. Natychmiast jak spod ziemi pojawiają się sprzedawcy pelerynek i po chwili już wszyscy są owinięci w niebieskie plastiki, a ja nie, bo nie mam przy sobie pieniędzy. Zostawiłam swoją torbę na dole, pod opieką Elci.

Wracamy. Elcia odziana w niebieską pelerynkę czeka na mnie z drugą taką samą w ręku. Deszcz przestaje padać. Wracamy przez bazar. Jestem bardzo głodna, a tu pozamykali wszystkie punkty żywienia. W Chinach pora lanczu kończy się o 13.00 i wszystko się zamyka. A niestety trzynasta już umknęła i zaczęła się pora sjesty. Z rozpaczy kupuję prażone pestki słonecznika, jedyny dostępny wiktuał.

Jedziemy do Grobowców Dynastii Ming. Metropolia ta powstała za czasów cesarza Yongle (1402–1424). Usytuowana w kotlinie otoczonej górami od wschodu, północy i zachodu. Od południa zamknięta ceglanym murem. Miejsce wybrane ściśle według zasad feng shui. Kompleks ten zajmuje 40 km². Stanęły tu grobowce trzynastu cesarzy z tej dynastii.

Dynastia Ming, ostatnia narodowa dynastia w cesarstwie, rządziła Chinami w latach od 1368 do 1644. W tych czasach grobowców strzegł garnizon wojska i żaden śmiertelnik bez specjalnego zezwolenia nie miał prawa znaleźć się za ceglanym murem.

Z upływem lat grobowce powoli popadały w ruinę. W 1987 roku rząd Chińskiej Republiki Ludowej rozpoczął prace renowacyjne. W 1989 pierwszy odrestaurowany grobowiec został udostępniony zwiedzającym.

Pisząc tę opowieść, zajrzałam do internetu i obejrzałam piękne zdjęcia odrestaurowanych trzech grobowców, drogi Duchów i rzeźb wzdłuż niej ustawionych. Wtedy, przed 22 laty, wyglądało to dosyć ponuro i niewiele z tego pamiętam. W moich notatkach zapisałam wtedy:

Przed wejściem do grobowców sklep z pamiątkami, biżuterią itp. Kupujemy bransoletki.

Grobowce Ming piękny stary ogród, stare drzewa, kamienne tarasy. Komnaty grobowe są w podziemiach, schodzi się głęboko po schodach. W wilgotnych przestronnych lochach snuje się strażniczka z ponurą twarzą. W obszernej sali, za brudnymi szybami zakurzone skrzynie. Chyba w wiśniowym kolorze. Niewiele tu widać.

W dalszej sali, za zakurzonymi do granicy widzialności szybami, jakieś kanapy i rozrzucone lichtarze.

Kolejna dość duża i wysoka sala pusta. Ściany wypełniają kamienne, potężne półki też puste. I to już koniec. Trzeba wspiąć się na górę.  

W pawilonach koło wejścia do grobowca wystawa eksponatów należących chyba do Mingów: korony królewskie, tkaniny, dzwony, naczynia.

Nic wtedy nie wiedziałam o dynastii Ming ani o dziejach grobowców cesarzy. Niczego się też nie mogłam dowiedzieć od pilotki z prostej przyczyny – nieznajomości języka chińskiego.

Wracamy do Pekinu. Kolacja w okolicznej „restauracji” – niewielkie pomieszczenie, a w nim metalowe białe stoliki poprzykrywane ceratą i metalowe stołki. Na ścianie kran z wodą i zlew. Przy stole pod oknem paru mężczyzn pije piwo. Menu nieskomplikowane: pierogi i piwo. Pierogi były pyszne, piwo zimne. Nawet umiem zamówić dwa piwa po chińsku: Liǎng píjiǔ. 

Elcia w oczekiwaniu na pierogi

Wracamy trochę zmęczone do hotelu po dniu pełnym wrażeń. Od poniedziałku, czyli od jutra, w oczekiwaniu na werdykt komisji na temat naszych map akupunktury wchodzimy w zwykły rytm życia Pekinu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *