Valle de los Ingenios – Cukrowa Dolina – to historyczny region uprawy trzciny cukrowej w południowej części Kuby, w 1988 roku wpisana wraz z pobliskim miastem Trinidad na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Trinidad de Cuba, miasto położone na wzgórzach w pobliżu Morza Karaibskiego, założone w 1514 roku (tak jak i Hawana) przez hiszpańskiego konkwistadora Diego Velazqueza de Cuéllar. Jego oryginalną nazwą była La Villa de la Santísima Trinidad, czyli Wioska Najświętszej Trójcy.

To właśnie Diego Velazquez przywiózł na Kubę w 1511 roku pierwsze sadzonki trzciny cukrowej i okazało się, że gleba i klimat wyspy stanowią wspaniałe warunki dla rozwoju tej rośliny. W niedługim czasie w okolicach Trinidadu powstają plantacje, na których pracują przywożeni tu z Afryki niewolnicy.

Największy rozkwit tego regionu przypada na wiek XVIII. Kiedy w 1762 roku Anglicy zawładnęli Kubą, zwiększyły się dostawy niewolników, rozrosły się plantacje, wzrósł eksport cukru. Działały tu 43 cukrownie. Na plantacji pracowało około 30 tysięcy niewolników.

Rosło bogactwo cukrowych baronów. W Cukrowej Dolinie powstawały ich rezydencje, w Trinidadzie ich eleganckie domy. Sprowadzano z Europy wykwintne meble i różne przedmioty luksusu.

W pierwszej połowie XIX wieku konkurencją dla Trinidadu stało się wybudowane w pobliżu miasto Cienfuegos, posiadające nowocześniejsze metody produkcji cukru. Trinidad traci swoją pozycję na cukrowym rynku.

Dojście do władzy Fidela Castro, jego konflikty ze Stanami Zjednoczonymi, amerykańskie embargo, skasowały głównego odbiorcę cukru. Pozostało już głównie ZSSR, ale po pierestrojce urwał się też eksport do Rosji. Plantacje upadły. Cukrowa Dolina stała się jedynie ciekawym obiektem turystycznym.

Valle de los Ingenios

Szeroka, długa aleja wiedzie do dawnej rezydencji Manaca Iznaga. Wzdłuż drogi marne domki z ogródkami otoczone płotem z kolczastych kaktusów (ochrona przed niechcianym gościem). W dali widnieje wysoka wieża. Wieżę wybudował właściciel plantacji Alejo Maria Iznaga y Borrell w 1816 roku. Wieża ma 45 metrów wysokości, a na jej szczyt można wspiąć się po drewnianych schodach. Była to wtedy najwyższa budowla na całej Kubie. Z wieży tej nadzorca mógł obserwować pracę niewolników.

Pod dachem wieży był zawieszony dzwon. Dzwon ten regulował całe życie osady. Oznajmiał początek i koniec pracy, czas modlitwy porannej, południowej i popołudniowej. Sygnalizował też pożar lub ucieczkę niewolników.

W czasach walk Kubańczyków o niepodległość Carlos Manuel de Céspedes, jeden z przywódców walk wyzwoleńczych, będący plantatorem trzciny cukrowej, zniósł niewolnictwo w zamian za poparcie w dążeniu do wolności kraju. Symbolem tego wydarzenia stało się zdjęcie dzwonu z wieży na plantacji.

Wspięłam się pracowicie na szczyt wieży, by obejrzeć z lotu ptaka zieloną dolinę, osadę byłych niewolników, mizerne domki, niewielki placyk, na którym mieszkańcy osady starają się sprzedać turystom białe, ręcznie haftowane, płócienne obrusy.

Trinidad

Trinidad jest miasteczkiem jakby zamrożonym w czasach jego świetności. Zachowała się tu w świetnym stanie kolonialna architektura. Wszystko zatrzymało się w rozwoju, ponieważ bardzo długo nie prowadziła do miasta żadna droga. Obecny Trinidad jest obok Hawany największą atrakcją turystyczną Kuby.

W pałacu któregoś z cukrowych baronów – muzeum. Oglądamy, jak było tu kiedyś. Tu można u stojącej na sali pani z obsługi muzeum potajemnie zakupić nietypową pamiątkę. Komplet banknotów będących aktualnie w obiegu, używanych tylko przez kubańskich obywateli. Turyści przy wymianie dolarów, w banku lub kantorze, otrzymują zupełnie inne pieniądze i o innej wartości. Nielegalna transakcja zakupu tej dziwnej pamiątki odbywa się absolutnie bez słów.

Kaplica kubańskiej religii Santeria. Santeria to połączenie wierzeń afrykańskich z symbolami katolickimi. Rozpoczęła się od niewolników, którzy nie mogli czcić na Kubie swoich bóstw. Trinidad uważany jest za kolebkę tej afrokubańskiej religii.

Wąziutkie uliczki wykładane kamieniem przywiezionym tu z Bostonu i kolorowe domy, wysokie bramy i strzeżone kratą okna. Te kraty pozostały z czasów, kiedy na Trinidad napadali piraci.  

Zbliżaliśmy się do Plaza Mayor, głównego placu miasta, miejsca do podziwiania artystycznych detali – ceramicznych waz i kutych z żelaza ławek. Nasz spacer po mieście gwałtownie przerywa ulewny, tropikalny deszcz. W ciągu chwili spadły na miasteczko strumienie wody. Trzeba było pośpiesznie wsiadać do autokaru i wrócić do hotelu znajdującego się poza miastem.

Na szczęście pod koniec dnia już nie padało i pojechaliśmy z powrotem do miasta, na słynne schody. Tu codziennie dość późnym wieczorem gra orkiestra i spotykają się mieszkańcy na tańce. Wesoła zabawa przeciąga się głęboko w noc.

Nazajutrz, żeby odzyskać przynajmniej część czasu straconego przez wczorajszą ulewę, pilotka dała nadprogramowe dwie godziny na spacer po mieście. Pobiegłam obejrzeć Plaza Mayor i trinidadzki bazarek.