Do najbliższych przedwojennych, wileńskich, przyjaciół naszego Taty należeli pan Janek Kuczyński i jego siostra Sonia. Z Jankiem Tata uczęszczał do Wileńskiej Szkoły Technicznej. To Janek i mąż Soni byli świadkami na ślubie naszych rodziców w 1935 roku. Zawsze myślałam, że ten mężczyzna w mundurze na ślubnej fotografii rodziców, mąż pani Soni, to Jerzy Budzyński, przyjaciel Taty, lotnik oblatywacz, który zginął jeszcze przed wojną w wypadku lotniczym. Tata często go wspominał.

Po wojnie rodzina Kuczyńskich znalazła się w Warszawie i pani Sonia bywała często u nas w domu. Przychodziła porozmawiać z naszą Babcią, przychodziła na nasze rodzinne uroczystości, niekiedy ze swoim drugim mężem. Tak się złożyło, że Stanisław Lamontowicz, mąż Soni, był szefem naszej Mamy i chyba też pochodził z Wilna.

Pani Sonia, nasz Tata, nasza Mama, Mama pani Soni, nasza Babcia Weronika

Sonia była osobą zawsze pogodną, uśmiechniętą i bardzo ja wszyscy lubiliśmy.

Przy mojej przeprowadzce z Warszawy znalazłam wśród dokumentów Taty, spoczywających od lat na antresoli w warszawskim mieszkaniu, starannie zapakowany, spory rulon. Przyjechał wraz ze mną w którejś paczce na moje nowe mieszkanie, a kiedy w końcu go rozwinęłam, ukazał się patent oficerski Jerzego Budzyńskiego z 6 sierpnia 1933 roku.

Mój braciszek Andrzej uznał, że o tym znalezisku trzeba powiadomić rodzinę Budzyńskiego. Przypomniał, że przed laty, kiedy na prośbę Taty zanosił jakąś paczuszkę do pani Soni, spotkał u niej Joannę, swoją znajomą, i dowiedział się, że Sonia jest jej ciotką.

Zadzwonił do Joanny, opowiedział o dyplomie, o zdjęciu ślubnym rodziców na moim blogu.

Pani Joanna była zaskoczona. Powiedziała, że nigdy o Budzyńskim nie słyszała, a mężczyzna w mundurze na ślubnej fotografii to Czesław Rupiński, jej wuj, brat jej mamy, też lotnik, a wtedy dopiero narzeczony Soni. Brat przekazał mi telefon do pani Joanny. Umówiłyśmy się na spotkanie.

Sonia była ulubioną ciotką Joanny, była też bardzo zaprzyjaźniona z jej mamą.

Jerzy Budzyński – odnaleziona fotografia

Pani Joanna przepatrzyła domowe archiwa. Na nasze spotkanie przyniosła odnalezione zdjęcia. Starałyśmy się wspólnie zrekonstruować historię sprzed wielu lat. Zastanawiając się, jak mało wiemy o swoich bliskich, którzy już odeszli, i nie ma kogo zapytać, czy tak było naprawdę. W tych latach PRL-u jakoś nie było mody na opowiadanie rodzinnych historii. Nie wszystko nadawało się do opowiadania. Historie przedwojenne rodziców i dziadków mogły zaszkodzić w karierze szkolnej czy zawodowej obywatela kraju radosnego socjalizmu. Dzieciom powtarzano: „Pamiętaj, nigdy nie mów, o czym mówi się w domu” i na wszelki wypadek wiele opowieści znikało się w domowych tajemnicach.

I tak Jerzy Budzyński zmienił się w Czesława Rupińskiego, tylko skąd się u nas znalazł patent oficerski Jerzego z odręcznym podpisem prezydenta Mościckiego? A ja dzięki temu zagadkowemu dokumentowi poznałam przemiłą panią Joannę.

W kolejnym odcinku bloga postaram się opowiedzieć historię Soni i jej pierwszego męża, Czesława.