Tei – nasz sympatyczny touroperator, pokazywał nam nie tylko świątynie. Jego busik zawoził nas w różne miejsca na wyspie. Mogliśmy przyjrzeć się wioskom i miasteczkom, zapoznać z życiem Balijczyków.
Wspaniała była wycieczka do któregoś z ogrodów botanicznych. Jest ich na wyspie kilka. Oprócz cudownej roślinności atrakcją były kolorowe papugi i inne ptaszydła radośnie witające turystów i najwyraźniej chcące się zaprzyjaźnić. Przylatywały do nas, siadały na rękach, na ramionach.
Wstęp do ogrodu był płatny. Przy kasie biletowej, na wszelki wypadek, pokazałam legitymację prasową i okazało się, że płacę tylko pół biletu. Majka czym prędzej wyciągnęła z torebki swoją legitymację.
W wycieczkach w głąb wyspy przeszkadzały tropikalne deszcze. Niestety znalazłyśmy się tu w porze deszczowej.
Na naszej pierwszej wycieczce pierwszą atrakcją miało być obejrzenie panoramy widokowej – pól ryżowych położonych tarasowo na wzgórzach. Wysiedliśmy z busika. Widok był przepiękny, ale tylko przez niedługą chwilę. Nagle spadł ogromny deszcz i widok zniknął za kurtyną wody. Szczęśliwie tuż obok była restauracja. Mogliśmy się w niej zatrzymać na lancz. Schroniliśmy się pod jej dachem, nim deszczowa chmura dopłynęła do miejsca, w którym staliśmy.
Przestało padać, nim zdążyliśmy uregulować rachunek w restauracji. Ulewa oddaliła się tak samo gwałtownie, jak przyszła. Tylko w dolinie pozostał po niej wartko płynący strumień wody.
W świątyni małp jej moknący w deszczu mieszkańcy i mieszkanki patrzyli na turystów obojętnie, a czasem reagowali zniecierpliwieniem.
– Nie dość, że deszcz, to jeszcze nie wiadomo po co tu przyszli, skoro niczym nie częstują.
Przez balijskich hinduistów małpy są uważane za święte, związane z bogiem Hanumanem, wiernym sługą Ramy i bohaterem Ramajany. Są też one symbolem inteligencji i zręczności. Są chronione i szanowane.
Deszcz przeszkodził też częściowo w wycieczce do wulkanu Agung. Majka, nie chcąc moknąć, schowała się w jakiejś kafejce w pobliżu miejsca parkowania naszego busa. Ja, niezrażona deszczem, powędrowałam do wulkanu. Niestety nie mogłam robić zdjęć. Wolałam nie zamoczyć zbytnio aparatu, a wymiana filmu stawała się w takich warunkach niemożliwa. Były to czasy aparatów analogowych.
Na Bali są dwa wulkany: Batur o wysokości 1717 metrów i Agung – 3142 metry. Znajdują się one w strefie sejsmicznej okalającej Ocean Spokojny nazywanej Pierścieniem Ognia. Dochodzi tu do częstych erupcji i trzęsień ziemi.
Wulkan Gunuung Agung („Wielka Góra”) jest najwyższą i najświętszą górą wyspy. Balijczycy wierzą, że jest on siedzibą bogów i duchowym centrum Bali. To tu, by uchronić świat od zniszczenia, odbywa się raz na 100 lat monumentalna, bardzo święta ceremonia religijna Eka Dasa Rudra. Ceremonia ta, trwająca 11 tygodni, ma na celu uspokoić ducha Rudry, boga niebezpieczeństwa i dzikości, zachować w świecie równowagę między siłami dobra i zła. Ceremonia obejmuje 30 rytuałów, składanie ofiar ze zwierząt i ptaków, modlitwy w 11 kierunkach, symboliczne obmywanie w morzu posągów bogów.
W 1963 roku prezydent Sukarno nakłonił kapłanów, aby dla uczczenia 18. rocznicy odzyskania niepodległości Indonezji właśnie w tym roku urządzić ceremonię Eka Dasa Rudra w świątyni na zboczu Agung. Ceremonia ta miała być symbolem jedności i siły Indonezji.
Rozpoczęły się skomplikowane, pracochłonne i kosztowne przygotowania. Jednak 17 marca, kiedy ceremonia była już w toku, przerwała ją katastrofalna erupcja wulkanu, największa w dziejach Indonezji. Zabiła prawie 2000 osób. Wulkan wystrzelił kolumnę popiołu i dymu na wysokość prawie 26 kilometrów. Zasłoniła ona niebo i ochłodziła klimat. Erupcja trwała ponad rok i zniszczyła wiele wiosek. Jej skutki były odczuwalne na całej wyspie i poza nią.
Niektórzy uważają, że to nie był przypadek, ale znak gniewu boga Rudry, który nie chciał być uspokojony przez ludzi w niewłaściwym czasie. Eka Dasa Rudra powinna odbyć się w roku z dwoma zerami. Ceremonię wznowiono i ukończono 16 lat później w 1979 roku. To wtedy, zgodnie z tradycją i z balijskim kalendarzem, przypadł taki rok – rok Saka 1900.
* * *
Tai zaprosił nas do domu swoich rodziców. Dom z werandą stał w głębi ogrodu. Od bramki wejściowej do wejścia do budynku wiodła szeroka dróżka, aktualnie zasypana orzeszkami ziemnymi. Dzień był słoneczny, bezdeszczowy, więc rozsypano je, by wyschły. Trzeba było iść po trawie brzegiem dróżki, by nie zniszczyć plonów. Rodzice Tai przyjęli nas gościnnie częstując owocami i oferując zakup półlitrowych buteleczek napełnionych arakiem ich własnej produkcji.
Arak jest alkoholem około 40-procentowym, otrzymywanym z destylacji sfermentowanego soku z kwiatów palmy kokosowej lub z ryżu. Często jest używany do przyrządzania koktajli. Jest on na Bali alkoholem najbardziej znanym i tradycyjnym.
Jedną z najważniejszych dziedzin tradycyjnej sztuki balijskiej jest taniec. Jest on nierozerwalnie związany z religią, mitologią i hinduistycznymi rytuałami, a też z zabawą i rozrywką. Istnieje wiele rodzajów tańców balijskich, różnią się stylem, tematyką, funkcją i strojem. Taniec balijski jest bardzo ekspresyjny, wymaga dużej kontroli nad ruchem ciała, twarzy i oczu. Każdy gest ma swoje znaczenie i symbolikę.
Są tańce święte, wykonywane tylko we wnętrzu świątyni w czasie religijnych ceremonii. Tańcem opowiada się historie, wyraża emocje, komunikuje się z bogami i duchami. Są też tańce świeckie wykonywane na zewnętrznym dziedzińcu świątyni lub poza nią.
Niestety pora deszczowa nie jest dobrym czasem na oglądanie balijskiego tańca, zważywszy że balijskie świątynie nie są zadaszone. Udało nam się obejrzeć tylko dwa tańce. Jeden tańczony przez same dziewczyny, nie pamiętam jego nazwy. Drugi to kecak, zwany też tańcem ognia, wykonywany przez grupę mężczyzn siedzących w kręgu i tworzących rytmiczny chór, a na zakończenie jeden z tancerzy chodzi po rozżarzonych węglach. Taniec ten opowiada o walce księcia Ramy z demonem Rawaną, fragment historii z Ramajany. Kecak to jest taniec, który by mi się nigdy z tańcem nie kojarzył.
Starą i kontrowersyjną tradycją na Bali są walki kogutów – tajen. Odbywają się podczas świąt i ceremonii w świątyniach. Koguty są uważane za święte ptaki, mogące zapewnić ochronę i błogosławieństwo dla ludzi i wiosek.
Walki kogutów są też formą hazardu i rozrywki dla mężczyzn. Jest to rozrywka okrutna i od 1981 roku w Indonezji nielegalna. Jednak na Bali walki odbywają się potajemnie nadal.
Dwóm nieszczęsnym ptakom przypina się ostrza do łap i podnieca się do walki. Widzowie robią zakłady. Walka trwa kilkadziesiąt sekund lub kilka minut, aż jeden z kogutów zginie lub ucieknie. Wygrywa ten, któremu uda się dłużej utrzymać na nogach. Właściciel zwycięzcy otrzymuje od przegranych pieniądze, zdobywa sławę i szacunek innych właścicieli kogutów.
Na moje szczęście nie oglądałam takiego krwawego widowiska, ale co pewien czas spotykałyśmy jakiegoś mężczyznę z kogutem niesionym w specjalnej klatce uplecionej z jakichś traw.
W tej opowieści moje wspomnienia uzupełniałam informacjami zaczerpniętymi z internetu.