
Tuż po śniadaniu przed hotel zajechał autokar i wycieczkowicze pośpiesznie zajęli w nim miejsca. Wyruszyliśmy w kierunku pustyni.
Pierwszym punktem programu naszej wycieczki było Al-Dżamm (El Jem) odległe od Sousse o niecałe 80 kilometrów. W El Jem oglądamy wspaniale zachowane ruiny rzymskiego amfiteatru. Wybudowany był w latach 230−238 n.e. i mogło się w nim pomieścić 30−35 tys. widzów. To trzeci pod względem wielkości amfiteatr na świecie. Był on dawnymi czasy wielokrotnie wykorzystywany do celów obronnych.
W 1979 roku wpisano tę budowlę na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO.
Z El Jem jedziemy coraz dalej na południe. Pustynną drogą docieramy do niewielkiej oazy, rosną tu daktylowe palmy, zatrzymujemy się na krótki wypoczynek. Dalsza droga wiedzie do Matmaty.
Matmata bywa nazywana wioską troglodytów (troglodyta oznacza po prostu jaskiniowca, osobę mieszkającą w jaskini, i nie ma nic wspólnego z polskim pejoratywnym znaczeniem tego słowa), gdyż od niepamiętnych czasów tubylcy mieszkają pod ziemią w domostwach wydrążonych w miękkich, piaszczysto-gliniastych skałach 6−7 metrów poniżej poziomu gruntu. Centrum takiego mieszkania stanowi okrągłe podwórko, z którego wchodzi się do rozmieszczonych wokół podwórka pomieszczeń – izb mieszkalnych, spiżarni, pomieszczeń gospodarczych. Zaletą tych podziemnych domów są ich właściwości izotermiczne: zimą jest w nich ciepło, a latem, nawet w czasie największych upałów, utrzymują chłód.
Właśnie te podziemne domy są główną turystyczną atrakcją tej berberyjskiej wioski. W czasie, kiedy tam byłam, mieszkało w wiosce jeszcze dużo ludzi. Obecnie jest już ona prawie wyłącznie obiektem turystycznym.
Wieczorem dotarliśmy do Douz. Tu czekała na nas kolacja i sympatyczne pokoje hotelowe.
Następnego dnia zaplanowana była po śniadaniu krótka wycieczka na wielbłądach po piaskach pustyni. Niestety, z powodu niedyspozycji żołądkowej, ominęła mnie ta atrakcja. Musiałam pozostać w hotelu.
Około południa wyruszyliśmy w dalszą drogę. Przed nami Chott El Jerid – słone jezioro, jedno z największych na świecie. Powstało ono około 1,5 mln lat temu. Zatrzymujemy się, by je podziwiać. To słone jezioro to tak naprawdę bagnisty obszar, pokryty kryształkami soli. Przepięknie wygląda to w słońcu.
Ostatnim punktem naszej pustynnej wycieczki była Chebika – górska oaza z niewielkim wodospadem. Tu już dojeżdżało się terenowymi samochodami.
Na placyku w pobliżu wodospadu stragany z pamiątkami i sprzedawcy gorącej herbatki miętowej. Ta wspaniała herbatka przywróciła mi dobre samopoczucie.
Tunezja to piękny kraj i chyba najbardziej europejski ze wszystkich krajów muzułmańskich.
W Tunezji inną niż w muzułmańskim świecie mają pozycję kobiety. Tunezyjki zawdzięczają to w dużej mierze żonie prezydenta Habiba Burgiby – pierwszego prezydenta Tunezji po jej wyzwoleniu się spod protektoratu Francji. To dzięki jej staraniom już w latach 60−70. XX wieku Tunezyjki otrzymały wiele praw i przywilejów.
Prezydent Habib Burgiba w ramach laicyzacji życia w Tunezji wprowadził reformy dotyczące poprawy życia kobiet. Dziewczęta zyskały dostęp do powszechnej edukacji, w której obowiązywał zakaz noszenia tradycyjnego hidżabu (to chusta zakrywająca włosy, uszy i szyję), który osobiście nazywał „wstrętną szmatą“. Zakazał zawierania związków poligamicznych. Zakazał rodzinnego decydowania o małżeństwach, dał kobietom równe szanse w uzyskaniu rozwodów i wprowadził minimalny wiek dziewcząt wychodzących za mąż na 17 lat. Kobiety uzyskały prawo do pracy, do zasiadania w parlamencie, do decydowania o wyborze stroju (tradycyjny czy europejski).
Tunezyjki mają prawo do antykoncepcji, do samodzielnego decydowania o aborcji… Wynika z tego, że mają współcześnie więcej praw niż polskie kobiety.
No cóż, różni są prezydenci i różne miewają żony.