Imieniny Michała – 29 października. Pomyślałam o moim dziadku. Dziadek Michał, mąż Babci Weroniki, to jedyny najbliższy członek naszej rodziny, który pozostał na zawsze w Wilnie. Pozostał na Rossie, tym pięknym wileńskim cmentarzu. Spoczywa w nieistniejącej już mogile. Dziadek zmarł parę miesięcy przed wybuchem wojny. Pamiętam duży drewniany krzyż na dziadkowym grobie i babcię pochyloną przy mogile w dniu wyjazdu naszej rodziny do Polski wagonem towarowym …
Przypomniałam sobie mój pierwszy zagraniczny wyjazd służbowy. Dom Handlowy Nauki (DHN), w którym byłam kierowniczką Działu Reklamy, miał uczestniczyć w pierwszej Wystawie Nauki Polskiej w Wilnie i to ja miałam się udać do Wilna z ekipą DHN-u.
Do Wilna jechałam z Marysią Olejnik. Ona jako przedstawicielka Działu Zagranicznego miała zajmować się sprawami organizacyjnymi, a moim zadaniem było przygotowanie ekspozycji sprzętu medycznego i laboratoryjnego będącego w ofercie DHN-u.
Bardzo ucieszył mnie ten wyjazd. Zobaczyć po tylu latach moje rodzinne miasto. Po wojnie wyjazdy indywidualne na Litwę, tak jak i do całego Związku Radzieckiego, były tylko na oficjalne zaproszenia.
Była to chyba jesień 1989. Wilno było jeszcze stolicą Radzieckiej Republiki Litewskiej. Czasy pieriestrojki Gorbaczowa, czas, kiedy litewska opozycja starała się coraz ostrzej wydobyć Litwę ze Związku Radzieckich Republik, przywrócić jej niezależność utraconą przed blisko pięćdziesięciu laty, w czerwcu 1940.
W Wilnie widoczne były ruchy wolnościowe. Na wieży na górze Gedymina zawieszono litewską flagę. Powiewała dumnie nad miastem. Przed kościołem katedralnym, zamienionym przez radziecki władze w muzeum, rozpięto namioty. Tu odbywał się strajk głodowy. Ktoś wyprodukował nalepki z hasłem: „Air Lithuania”. Wtedy istniał tylko Aerofłot, a Air Lithuaniapowstał już w wolnej Litwie 13 września 1991. W budynku, w którym mieściła się wystawa, do wystawowego zaplecza otwierało się drzwi cyfrowym szyfrem: „1984”. Szyfr ten raczej nie przez przypadek otrzymał taki ciąg liczb. A dla mnie zaskoczeniem było, że kiedy chciałam odszukać znajomego Wilnianina i zadzwoniłam do informacji telefonicznej, pytając po rosyjsku o jego numer telefonu, głos w słuchawce odezwał się po litewsku, udając, że nic nie rozumie. A przecież oficjalnym językiem był język rosyjski. Informację po rosyjsku otrzymałam niemal natychmiast, jak wyjaśniłam, że jestem z Polski i przyjechałam tu służbowo.
Całość wystawy przygotowywało Przedsiębiorstwo Wystaw i Targów Agpol mające w PRL-u monopol na organizację targów międzynarodowych w Polsce i wystaw zagranicznych. To ich ekipy budowały wszystkie targowe stanowiska. Wystawcy mieli już tylko samodzielnie przygotować aranżacje.
Pan Jacek, młody człowiek z Agpolu, był tu głównym koordynatorem i projektantem wystawy. Bardzo był niezadowolony, kiedy zaproponowałam pewne zmiany w przewidzianym dla nas stoisku. Po krótkiej dyskusji udało się wszystko pozytywnie uzgodnić i nawet zaprzyjaźniliśmy się tak dalece, że udzielił nam bardzo cennej porady. Pan Jacek, człowiek bywały w świecie, organizator już niejednej wystawy w Kraju Rad, powiedział nam w zaufaniu:
– Jeżeli będziecie na bankiecie organizowanym po otwarciu wystawy, to jak najszybciej musicie dostać się do stołu, bo po niedługiej chwili już nic na nim nie będzie.
Wystawa wileńska połączona z sympozjum naukowym była wielkim wydarzeniem w naukowym środowisku Wilna. W tym wydarzeniu uczestniczyło wielu litewskich profesorów. W polskiej reprezentacji znaleźli się wiceprezes Polskiej Akademii Nauk i wiceminister Szkolnictwa Wyższego i Nauki. Po sympozjum i otwarciu wystawy odbył się uroczysty bankiet. Na długim stole nakrytym śnieżnobiałymi obrusami ustawiono bukiety kwiatów, wiele półmisków z wytwornymi kanapkami i różnorakimi przekąskami. Mania i ja znalazłyśmy się też w licznym gronie bankietowych gości i tu bardzo nam się przydała porada pana Jacka… Przy stole w okamgnieniu zrobiło się tłoczno. No cóż tu się dziwić. W Kraju Rad nigdy nie było za wiele do jedzenia, a tylko w wyjątkowych okolicznościach pojawiały się na stołach rzadko spotykane produkty żywnościowe.
Jak się okazało następnego dnia, jedzenie jednak nie było najważniejszą sprawą dla mieszkańców miasta Wilna. Był to niedzielny wieczór. Po zakończeniu dnia wystawowego nasza ekipa, uzupełniona o dyrektora DHN-u i paru specjalistów reprezentujących na naszym stoisku firmę, udała się wspólnie na kolację. Niestety okazało się, że zjedzenie kolacji w jakiejkolwiek restauracji w niedzielny wieczór jest właściwie niemożliwe. Pod drzwiami wszystkich napotykanych restauracji stały długie kolejki. Tracąc nadzieję na wieczorny posiłek, doszliśmy na uliczkę wiodącą do Ostrej Bramy. Zajrzeliśmy jeszcze do maleńkiej restauracyjki „Niedźwiadek” znajdującej się w suterynie. O dziwo, było tu pusto. Oprócz dwóch osób za bufetem nikogo na sali. Ktoś, nie licząc na żadną pozytywną odpowiedź, zapytał, czy można tu coś zjeść. Ku naszemu zaskoczeniu powiedziano, że zapraszają. No to czemu tu nie ma gości, jak wszędzie są kolejki? Odpowiedź była prosta:
– Wsio uże wypili, daże markowyj kaniak.
Zasiedliśmy więc do stołu. Jedzenie pyszne. Do picia zamawialiśmy, podawany w szklanym dzbanku, winogronowy sok. Wszyscy byli w świetnym nastroju i kiedy koledzy rozbawieni sytuacją zamawiali ze śmiechem drugi dzbanek winogronowego soku, wpędzili w zdumienie obsługę. Dla nich to było wyraźnie jakieś niepojęte zjawisko. Jak można bawić się bez wódki.
Następnego dnia odjeżdżałam do Warszawy. Moja rola na wystawie się skończyła. Na pamiątkę tej wileńskiej wizyty kupiłam trzy ozdobne kolorowe świeczki, dwie zielone i jedną czerwoną, i piękny bursztyn na skórzanym rzemyku. W sklepie z bursztynami i artystyczną biżuterią napotkałam kobietę, która przyniosła do sprzedania wspaniały sznur bursztynowych korali – jednakowej wielkości dość duże kulki, ciemne i mleczne na przemian. Kiedy zaproponowałam, że je od niej kupię, słysząc, że mówię po rosyjsku, czym prędzej oddaliła się ze sklepu, rezygnując ze sprzedaży…
Takie to były wtedy czasy. Aktas dėl Lietuvos nepriklausomos valstybės atstatymo – deklaracja niepodległości Litwy została uchwalona 11 marca 1990 roku.