Opowieść o Tacie miała być na Dzień Ojca, ale z przyczyn nie całkiem ode mnie zależnych powstaje tydzień później.

Nasz Tata – Mieczysław Rabczenko, syn Weroniki (z domu Horbaczewskiej) i Michała urodził się w listopadzie 1905 roku, w Wilnie znajdującym się w owym czasie w zaborze rosyjskim. Dzieciństwo Taty przypadło na trudny okres w historii świata, w historii miasta – rosnące fale protestów robotniczych, strajki, pierwsza wojna światowa, po jej zakończeniu walki o Wilno.

Pierwsze zdjęcie naszego TatyNiewiele się mówiło w naszym domu o czasach pierwszej wojny, o międzywojennym okresie. Wspominano tę drugą wojnę, niedawno minioną, mówiono czasem o wileńskich przyjaciołach, których ta wojna zabrała lub rozproszyło wygnanie. Niewiele wiem o przedwojennym życiu naszej rodziny. Pozostały strzępy babcinych opowieści o tragicznej sytuacji Wilna pod trzyletnią okupacją niemiecką w czasie tej pierwszej wojny, o braku żywności, o ludziach wycieńczonych głodem, o chodzeniu na wieś po prowiant, w wielkim strachu, że jak złapią, to zabiorą…

Nasz Tata był dzieckiem wątłym, a teraz w tej tragicznej sytuacji żywnościowej stał się dodatkowo dzieckiem niedożywionym. Wizyta u lekarza pod koniec wiosny i okrutna diagnoza: „Jeżeli pani nie wyprowadzi dziecka na wieś, to za nic nie mogę ręczyć”. Jedyną szansą przy braku pieniędzy byłoby dotrzeć jakoś do Anci, babcinej siostry, która była leśniczyną w okolicach Nowogródka. Babcia Weronika podejmuje rozpaczliwą decyzję. Zbiera niezbędne rzeczy w niewielki węzełek i wyrusza z synkiem pieszo w drogę w kierunku Nowogródka odległego od Wilna o niemal 150 kilometrów. No i gdzieś po tygodniu dotarli do tej leśniczówki i nasz Tata mógł teraz biegać boso po trawie, pić mleko od hodowanej przez babcię Ancię krowy, jadać jajeczka znoszone przez hodowane przez nią kury i został odratowany.

Chyba najważniejszym Tatowym wspomnieniem jako nastolatka było spotkanie z Józefem Piłsudskim. Na uroczystości, w której w pochmurny dzień brał udział Marszałek, Tata jako harcerz otrzymał specjalne zadanie. Gdyby niespodziewanie zaczął padać deszcz, nasz Tata miał rozpiąć parasol nad Marszałkiem. No i deszcz zaczął padać i Tata otworzył parasol, a Marszałek obrócił się ku niemu i powiedział, wskazując siedzącego obok księdza biskupa; „Nad jego eminencją, chłopcze”. Było potem jeszcze spotkanie Marszałka z harcerzami i Tata zadał jakieś pytanie, na które otrzymał odpowiedź.

Była jeszcze opowieść o wielkiej wileńskiej powodzi, o pływaniu w wannie po podwórku. Opowieść udokumentowana fotograficznie.

Nasz Tata przed wojną był aktywnym członkiem „Sokoła” (Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”) – trenował gimnastykę przyrządową i zapasy, był też wioślarzem, jeździł na nartach, jeździł figurowo na łyżwach. Do „Sokoła” zapisał się w nadziei, że uda mu się poprawić swoją kondycję fizyczną i udało się. Z cherlawego chłopca wyrósł silny mężczyzna.

Oprócz zamiłowań sportowych miał też Tata zamiłowania artystyczne. Uwielbiał teatr, oglądał, często po kilka razy, wszystkie wileńskie spektakle, wszystkie przedstawienia operetki. Marzył o karierze aktorskiej. Jego próba dostania się do szkoły teatralnej niestety zakończała się fiaskiem. Tata był niezbyt wysokiego wzrostu, uznano, że „nie ma warunków”.

Skoro aktorstwo nie było mu pisane, po ukończeniu sześcioletniego gimnazjum humanistycznego podjął naukę w Państwowej Szkole Technicznej w Wilnie na wydziale mechaniki. Wileńska Szkoła Techniczna była uczelnią analogiczną do warszawskiego Wawelberga (po wojnie zdanie egzaminu kwalifikacyjnego na Warszawskiej Politechnice dawało tytuł inżyniera). Szkołę tę ukończył w roku 1929. Ze szkołą się jednak nie rozstał. W latach 1931-37 pracował w warsztatach szkoły jako instruktor spawalnictwa, asystent kierownika warsztatów, a później jego zastępca. W 1938 roku rozpoczął pracę w Polskim Radiu. Powierzono mu nadzór budowy urządzeń mechanicznych nowej radiostacji w Wilnie i to dzięki tej pracy, na szczęście rodziny, nie został powołany do wojska w dniu rozpoczęcia wojny.

W Szkole Technicznej – Tata (drugi od lewej) i koledzy

Odbył też nasz Tata służbę wojskową – był obserwatorem balonowym. Jako oficer rezerwy jeździł na ćwiczenia. Właśnie z tych ćwiczeń pozostały fotografie Taty w oficerskim mundurze i Taty z, momentami ekstremalnych, wyczynów sportowych. 

Miał nasz przedwojenny Tata wielu kolegów, wielu przyjaciół, był człowiekiem bardzo towarzyskim. W styczniu 1935 ożenił się z naszą Mamą. Wiosną 1939 wynajęli mieszkanie na przedmieściu, w domu z pięknym ogrodem, przenieśli się wraz z Babcią Weroniką i zatrudnili Nadzię – do pomocy Babci w prowadzeniu domu i opiece nad dziećmi. W niedługim czasie miała przyjść na świat druga córeczka. Starannie przemyślano przystosowanie wnętrza do potrzeb rodziny. Zakupiono nowe meble. W dużym pokoju stanęły stół i kredens z jasnego dębu w pięknej nowoczesnej formie, wykonane według tatowego projektu. 21 sierpnia urodziła się Irenka. W domu była wielka radość, przychodzili goście oglądać maleństwo. Przy tej okazji ja otrzymałam prezent od mojego ojca chrzestnego – nakręcany czerwony motocykl.

I przyszedł 1 września, i całe to przedwojenne życie urwało się w tym jednym dniu. Nasz Tata miał prawie 34 lata, nasza Mama 31, a siostrzyczka Irenka 10 dni…

Tata i przyjaciele – z lewej Henryk (zginął pod Monte Cassino),
z prawej Karol (mój ojciec chrzestny, zamordowany w Katyniu)

 Myślę, że ta oszczędność w opowieściach o przedwojniu w naszym domu to był jakiś odruch samoobrony przed smutkiem, przed żalem za tym światem utraconym bezpowrotnie, nie z własnej woli, za utraconym swoim ukochanym miejscem na Ziemi, za tym pięknym miastem, jak mówią niektórzy, najpiękniejszym miastem w przedwojennej Polsce.