Rysunkowe inspiracje dla rozwiązań „zrób to sam”

Dzięki operatywności Magdy Czaputowicz i jej umiejętności załatwiania rzeczy niemożliwych udało się Mieciowi nie utracić pracy w redakcji miesięcznika „Nasz Klub”. Czteromiesięczna nieobecność Miecia w redakcji, spowodowana przesiadywaniem w więzieniu, jakoś dzięki staraniom Magdy przeszła niezauważenie.

Miecio otrzepał się dość szybko z tej więziennej przygody i zabrał się z zapałem do prac redakcyjnych, do rysowania. Porzucił jedynie pisanie edukacyjnych artykułów dla fotoamatorów. Uznał, że skoro udawało mi się pisać te artykuliki w jego zastępstwie przez cztery miesiące, to nie widzi powodu, dla którego miałabym nie pisać tego nadal. I tak zostałam już na stałe autorką rozpoczętego przez Miecia cyklu. A skoro już stałam się współpracowniczką redakcji „Naszego Klubu”, to niby dlaczego miałabym się ograniczać do pisania tylko o fotografii. Wymyśliłam sobie nowy cykl edukacyjny – „Z plastyką na ty”. Były to comiesięczne opowiastki o różnych technikach malarskich, o rysowaniu…

Kolejnym tematem cyklicznych artykulików były porady dla majsterkowiczów i rękodzielników. Ten cykl tworzyliśmy wspólnie z Mieciem. Ja wymyślałam temat i pisałam teksty, Miecio tworzył instrukcje rysunkowe. Tematyka była wielce różnorodna. Nikt w redakcji nie ingerował w moje pomysły. Zadowoleni byli, że jest czym comiesięcznie zapełnić fragment numeru. Ukazywały się tu porady na najrozmaitsze tematy: „Kącik do szycia”, „Kącik pracy dziecka”, „Karnawałowe ozdoby”, „Sportowy ogródek”, „Pokój bajek”, „Inna choinka”, „Ogródki przyklubowe”, „Oświetlenie”, „Łazienka w każdy domu”, „Scena na lato”, „Malujemy sami”…

Rysunkowe inspiracje dla rozwiązań „zrób to sam”

Wyczytałam w jakiejś gazecie o powstającym studium czy też specjalnym kursie zaocznym dla piszących w prasie, udoskonalającym ich dziennikarstwo. Pomyślałam, że to coś dla mnie. Złożyłam podanie o przyjęcie. Niestety niesłusznie wspomniałam o posiadanym dyplomie magistra Politechniki. Okazało się, że jestem nadmiernie wykształcona, by wziąć udział w kursie. No cóż, pisałam więc dalej bez dodatkowej wiedzy o dziennikarstwie. Na szczęście w żadnej redakcji nie wymagano dokumentu zaświadczającego o posiadaniu odpowiednich kwalifikacji.

To moje pisarstwo zaczęło się rozszerzać coraz bardziej. „Nasz Klub” był pismem dedykowanym dla wsi, dla małych miasteczek. Zaczęłam pisać o pracy wiejskich klubokawiarni, o wiejskich imprezach kulturalnych, o pracy kół gospodyń wiejskich, o twórcach ludowych… 

Pisanie materiałów z terenu było dla mnie nową przygodą. Spotykanie ciekawych ludzi pracujących często z wielkim zaangażowaniem dla swojego regionu, swojego otoczenia. Rozmowy, słuchanie rozmaitych opowieści, poznawanie życia innych ludzi, a przy tym poznawanie kraju. Ja pisałam reportażyki z tych rozmów, z tych spotkań. Miecio robił zdjęcia. Miało to też dodatkowe walory finansowe – zwrot kosztów podróży na wakacje, na wycieczki. Wystarczyło tylko odszukać w terenie odpowiedniego rozmówcę.

Nie wszystkie spotkania i rozmowy nadawały się do reportażu, nie o wszystkim chciałam pisać.

Zdarzyło się, że będąc w Kościerzynie, weszłam do Domu Kultury zapytać, czy mieszka tu gdzieś w pobliżu jakiś ludowy artysta. Dowiedziałam się, że jest jeden rzeźbiarz w samej Kościerzynie. Otrzymałam adres. Powędrowaliśmy we wskazane miejsce: Miecio, Fedra (nasza cudna jamniczka) i ja. Drzwi otworzył pan w wieku powyżej średnim. Zaczął rzeźbić po przejściu na emeryturę. Kolekcję swoich prac przechowywał starannie na obszernym strychu. Powędrowaliśmy na strych. Niestety dziełka były mocno prymitywne, nienadające się do prezentacji w naszym ambitnym czasopiśmie. Trudno było mu o tym powiedzieć. Miecio udawał, że robi zdjęcia.

Gdzieś po miesiącu przyszedł do naczelnego list od kościerzyńskiego rzeźbiarza. Były w nim dokładne rysopisy mój Miecia i Fedry oraz doniesienie o zaniedbaniu przez nas obowiązków – niewykorzystanie zebranych informacji o jego twórczości. Pan przed odejściem na emeryturę był milicjantem…     

Z czasem doszły mi jeszcze wywiady z muzykami i piosenkarzami – rubryka „Gwiazdy estrady”. Stało się to całkiem niespodziewanie, tak samo jak niespodziewanie rozpoczęło się moje dziennikarstwo. Osoba pisząca już od dłuższego czasu te wywiady skłóciła się z redakcją i zerwała współpracę chwilę przed zamknięciem numeru. Zostawało puste przygotowane miejsce. Zapytali, czybym szybko czegoś nie napisała. Czasu do namysłu było niewiele, ale los mi dopomógł. Redakcyjny fotoreporter Tadzio Dawidowicz zakochał się bezprzytomnie w Barbarze Rylskiej, oglądając ją w telewizorze. Jakimś sposobem zdobył jej telefon i udało mu się zaprosić ją na kawę do Harendy. A prosto z tej kawy przyszli do nas z wizytą. Tak się składało, że mama Barbary dość niedawno została żoną profesora Tłoczka, ojca mojej szkolnej koleżanki. Po uzgodnieniu łączących nas wspólnych znajomości opowiedziałam Basi o otrzymanej propozycji i o moich wątpliwościach, czy podołam zadaniu. Basia powiedziała: „Stara, co się przejmujesz, to nic trudnego, pisz wywiad ze mną, a ja ci wszystko powiem, o co pytać”, więc napisałam ten wywiad. I te wywiady z gwiazdami estrady to już potem była najciekawsza część mojego pisarstwa.

To ja wyszukiwałam artystów do rozmów, na początek jeszcze mniej znanych – pierwszy wywiad z Majką Jeżowską po pierwszym jej sukcesie lub zaprzyjaźnionych, jak Jurek Rybiński.

Nie były to zbyt rozległe wywiady – strona tekstu i na skrzydełku zdjęcie artysty i prymka wybranej piosenki, żeby można było ją zaśpiewać z towarzyszeniem gitary. Przyjemnością były same spotkania i rozmowy przy kawiarnianych stolikach, czasem w garderobie. Rozmawiałam z Jackiem Kaczmarskim tuż po sukcesie jego „Murów”, z Krystyną Jandą po pierwszym sukcesie na opolskim festiwalu, z Markiem Grechutą, Zbigniewem Wodeckim, Wojciechem Młynarskim…

W pewnym momencie okazało się, że ja w tym „Naszym Klubie” miesięcznie zamieszczam więcej materiałów niż etatowi dziennikarze i na dodatek jestem chyba jedyną osobą oddającą materiały w terminie. Dla niepoznaki niektóre teksty podpisywałam panieńskim nazwiskiem lub podpisywał je Miecio.

Zaczęłam też pisać do „Kobiety i Życia” wywiady z plastykami: Benonem Liberskim, Bronisławem Chromym, Barbarą Szajdzińską-Krawczyk…

Stan wojenny doprowadził do kasacji miesięcznika „Nasz Klub”, pozamykały się też inne redakcje i tak jak nagle rozpoczęło się moje dziennikarstwo, tak samo nagle zostało przerwane…