W grudniu 1951 nasz Tata, po trzech latach oczekiwania, otrzymał służbowe mieszkanie w Warszawie, na piątym piętrze, w niedawno odbudowanym domu przy ulicy Kopernika. Tuż po świętach Bożego Narodzenia nasza rodzina przeprowadziła się tu z Łodzi, a ja od nowego roku szkolnego zaczęłam chodzić do świeżo wybudowanej szkoły znajdującej się naprzeciwko.
Ulica Świętokrzyska kończyła się wtedy na Nowym Świecie. Zamykał ją jedyny ocalały przedwojenny budynek, a na jego tyłach stała niewielka budowla opatrzona tablicą informującą, że jest to budowla zabytkowa i naruszenie jej stanu będzie ukarane.
Ulica Kopernika była wtedy cichą uliczką, po której prawie nie jeździły samochody, a na chodniku przed naszym domem rosły drzewa, chyba klony.
Jeszcze w latach 50. zdecydowano się utworzyć połączenie Świętokrzyskiej z Tamką i wyburzono ten ocalały budynek i przy okazji znikła niepostrzeżenie tablica informacyjna i cała ta zabytkowa niewielka budowla.
Jak się później dowiedziałam, była to XVII-wieczna rotunda – pozostałość wybudowanej w 1620 roku na polecenie Zygmunta III Wazy Kaplicy Moskiewskiej – mauzoleum dla zmarłego w Polsce cara Wasyla IV Szujskiego, jego brata Dymitra i wielkiej księżny Jekateriny Grigoriewny, żony Dymitra Szujskiego, wziętych do niewoli w czasie wojny polsko-rosyjskiej (po bitwie pod Kłuszynem 4 lipca 1610). Wraz z wyburzeniem tej rotundy historia zwycięstwa hetmana Żółkiewskiego w Moskwie, hołd cara Wasyla Szujskiego złożony królowi polskiemu na zamku w Warszawie, odeszły w niepamięć.
Wasyl Szujski, jako więzień króla polskiego, został umieszczony w pałacu na Mokotowie. Pozostawał pod strażą, ale miał możliwość kontaktowania się ze światem zewnętrznym i przyjmowania gości. Na skutek pożaru rezydencji w grudniu 1611 car wraz z rodziną zamieszkał na zamku w Gostyninie, gdzie zmarł 12 września 1612 roku. W 1635 roku przybyło do Warszawy poselstwo rosyjskie, które podarkami oraz pieniędzmi wykupiło od króla Władysława IV Wazy zgodę na zabranie trumien Wasyla, Dymitra i Jekatieriny Szujskich do Moskwy.
. . .
W domu na Kopernika mieszkałam przez niemal całe moje dorosłe życie. Początkowo z rodzicami. Później, kiedy mieszkańcy domu utworzyli spółdzielnię własnościową, udało mi się, głównie za pieniądze Taty, kupić tu własne mieszkanie. Uczestniczyłam też, wprawdzie niesystematycznie, w zebraniach spółdzielców.
W roku 2012, na odbywającym się w końcu czerwca Walnym Zgromadzeniu członków Spółdzielni, po raz pierwszym w jej dziejach zarząd Spółdzielni nie otrzymał absolutorium. W tej sytuacji przystąpiono do wyboru nowego zarządu. Znalazły się w nim trzy kobiety: Viola, Agata i ja (na stanowisku prezesa).
Głównym problemem, który stanął przed nowo wybranym zarządem, było skąd wziąć pieniądze na remonty. Od czasu powojennej odbudowy minęło 66 lat, a w ostatnim 20-leciu prawie nic się nie robiło.
Po naradzie zdecydowałyśmy zawalczyć o wpisanie naszego budynku do rejestru zabytków, licząc na uzyskanie dotacji na jego konserwację, bo przecież dom nasz wybudowany został dawno przed wojną. Zajęłam się więc przygotowaniem wniosku i jego uzasadnienia. Zagłębiłam się w historię ulicy.
Ulica Mikołaja Kopernika była pierwotnie drogą łączącą Trakt Królewski z wsią Solec. W 1670 roku weszła w skład jurydyki Aleksandria i początkowo nosiła nazwę Zjawienie, a następnie Aleksandria; biegła jedynie do ulicy Ordynackiej.
W XVIII wieku wytyczono przedłużenie do ulicy Szczyglej – otrzymało nazwę Wróbla, gdyż od 1641 roku znajdowała się tu posiadłość Wróblowe Jana Wróbla.
W 1794 roku Aleksandrię włączono w granice Warszawy.
W latach 1874−1875 powstał szpital dziecięcy, a na przełomie XIX i XX wieku ulica została zabudowana kamienicami, zlikwidowano też dawny Targ Sewerynów.
W 1902 roku ulicę Wróblą przedłużono do ulicy Foksal, a w 1907 roku ulice Wróblą i Aleksandrię połączono. Nowo utworzona ulica otrzymała imię Mikołaja Kopernika.
Kamienicę przy ulicy Kopernika 28 zbudowano w latach 1913−1914 dla Ludwika Gerlacha i jest ona jednym z ostatnich projektów Władysława Marconiego zrealizowanych jeszcze za jego życia. Czteropiętrowy dom otrzymał skromne zdobienia elewacji. Szczyty fasady od strony ulic Konopczyńskiego i Kopernika wieńczyły trójkątne tympanony.
W czasie wojny, w 1944 roku kamienica została wypalona, a odbudowana po 1946 roku otrzymała dodatkowe piąte piętro i utraciła dawne zwieńczenia.
W 1965 roku układ urbanistyczny ulicy Kopernika wpisano do rejestru zabytków.
. . .
Wzbogacona o wiedzę historyczną spisałam wszystkie argumenty i udałam się do urzędu Konserwatora Zabytków. Dokument przyjęto. Pojawił się fotograf. Powstała obszerna dokumentacja. Sfotografowano nasze „studzienne” podwórko, klatki schodowe, drzwi wejściowe do budynku, bramę, wszystkie zachowane zdobienia elewacji.
Niestety, nasza kamienica nie uzyskała miana zabytku. Przy powojennej odbudowie wprowadzono zbyt wiele zmian. Na pamiątkę tych naszych starań otrzymałam płytkę CD z fotografiami zabytkowych elementów.
Żeby wszystko nie poszło na marne, wymyśliłyśmy przygotowanie imprezy integracyjnej dla mieszkańców kamienicy. W 2014 roku mija sto lat od jej powstania, a więc „Setne Urodziny Kamienicy”.
Agata wynalazła informację, że Towarzystwo Inicjatyw Twórczych „ę” ogłosiło konkurs dla mieszkańców Warszawy na interesującą inicjatywę. 10 najciekawszych pomysłów otrzyma dofinansowanie na ich realizację.
Przygotowałam projekt naszej imprezy i złożyłam go w sekretariacie Towarzystwa. Mój projekt znalazł się w szczęśliwej dziesiątce. Otrzymałam 2400 zł do rozliczenia i opiekunkę z ramienia Towarzystwa.
Pozostało zająć się realizacją. Ustaliłyśmy termin i program imprezy. Rozesłałyśmy zaproszenia dla specjalnych gości, rozwiesiłyśmy plakaciki informujące mieszkańców kamienicy. Zaprojektowałam i zamówiłam pamiątkowe badge.
4 października nad naszym podwórcem syn pani sprzątającej rozciągnął sznury, a na nich zawisły kolorowe chorągiewki. Na ścianach podwórka rozmieszczona została wystawa fotograficzna: detale architektoniczne naszego budynku – powiększenia fotografii otrzymanych na płytce CD od konserwatora. Zawisły też zdjęcia mieszkańców kamienicy, których już nie ma wśród nas, a którzy pozostali w naszej pamięci. W bramie znalazła się niewielka wystawka rysunków Miecia Bukowczyka. Mieszkał w tym domu niemal 20 lat i wszystkie te rysunki tu powstały.
Zdjęcia mieszkańców kamienicy, których już nie ma wśród nas, a którzy pozostali w pamięci
Nad głównym wejściem do budynku zawisła radosna żółta flaga z napisami „100 lat” wykonana przez jedną z moich utalentowanych przyjaciółek na ufarbowanym przeze mnie fragmencie białego płótna. Na ulicy Konopczyńskiego, w pobliżu otwartej bramy do naszego podwórka, stanął wykonany przeze mnie potykacz informujący o imprezie.
W centrum podwórka stanęła specjalna dekoracja – czerwona pluszowa kotarka. To dekoracja przygotowana przez „Tymczasowy Zakład Fotograficzny”. Pani fotografka będzie tu robiła chętnym zdjęcia retro, od razu drukowane na grubych kwadratowych kartonikach. Głównym punktem programu był występ wokalny Jacka Brzeszczyńskiego, w owym czasie wynajmującego mieszkanie w naszym domu. On też przygotował całą oprawę muzyczną imprezy. Był niewielki poczęstunek: drobne ciasteczka i piękne czerwone jabłka.
Jedna z sąsiadek przygotowała zajęcia dla dzieci: malowanie doniczek, mydlane bańki.
Zdarzyła się też rzecz nieprzewidziana. Naszą imprezę odwiedziła mieszkająca w pobliżu starsza pani – powstanka warszawska. Przechodząc ulicą, zobaczyła informację o imprezie i zachęcająco otwartą bramę. Poszła do domu i po chwili przybyła na nasze podwórko z powstańczą opaską na rękawie i albumem zdjęć. Stała się dodatkową urodzinową atrakcją.
Na zakończenie imprezy pani fotografka wykonała pamiątkowe zdjęcie wszystkich imprezowiczów.