Kiedy już opublikowałam najnowszy wpis na moim blogu o Alfie Bobrowskim, mój brat przypomniał mi jeszcze jedną związaną z Alfem historyjkę.

Otóż zdarzyło się, że Alf otrzymał list, a w nim wezwanie do stawienia się w jakimś ważnym wojskowym urzędzie. Alf wpadł w przerażenie, że chcą go powołać do wojska. List czym prędzej zniszczył. Zniszczył też ponowne wezwanie. Na wszelki wypadek zaczął się ukrywać, przestał wychodzić z domu. Aż któregoś wczesnego poranka ktoś energicznie zastukał do jego drzwi. Alf, jeszcze zaspany, otworzył, nie sprawdziwszy potajemnie kto zacz. Za drzwiami stał młody żołnierz. Przybył tutaj z rozkazem doprowadzenia Alfa Bobrowskiego do Okręgowej Komendy Wojskowej. Nie było rady, zgnębiony Alf poszedł za nim, szczęśliwie OKW nie było daleko.

W OKW przyjął go osobiście komendant. Przywitał uroczyście, jako weterana wojennego, i poinformował, wręczając mu urzędowe pismo, że został odznaczony za wojenne zasługi. Niestety nie wiemy, jakim orderem, medalem czy odznaką został Alf wyróżniony. Istotne było to, że przyznana mu najwyższa kategoria owego wyróżnienia nie mogła już teraz być mu przyznana, bowiem osoba odznaczana tą najwyższą kategorią otrzymywała wyróżnienie bezpośrednio z rąk przewodniczącego Rady Państwa. Ponieważ nie mogli Alfa powiadomić o uroczystości, musieli obniżyć klasę tego odznaczenia. I to właśnie odznaczenie przekazał Alfowi ów komendant.

Dwa dni później otrzymałam maila od przyjaciela mego brata, zamieszkującego od wielu lat w Waszyngtonie. W mailu chciał się dowiedzieć, czy człowiek, któremu w latach 60-tych postawił piwo w „Harendzie”, a który przedstawił mu się, dodając, że jest największym portrecistą polskim, to mógł być właśnie ten Alf, bo trochę inaczej zapamiętał nazwisko. Potwierdziliśmy zdecydowanie, bo przecież Alf mieszkał naprzeciwko „Harendy” i często w niej bywał. A największym portrecistą był na pewno, bo nikt inny nie namalował większego portretu niż jego kilkupiętrowy Bierut.  

Otrzymałam też maila od pani Alicji, osoby, która opiekowała się Alfem w ostatnim, smutnym, okresie jego życia. Jak się dowiedziałam od pani Alicji, Alf po pożarze jego mieszkania znalazł się w domu opieki w Wesołej. W pożarze utracił między innymi posiadane pędzle, farby, przygotowane płótna… i to syn pani Alicji, Franciszek Xawery, w owym czasie student Akademii Sztuk Pięknych, z koleżanką Weroniką starali się pomóc Alfowi w tej tragicznej dla niego sytuacji. Weronika zorganizowała zbiórkę pieniędzy wśród kolegów ze studiów na zakup niezbędnych pędzli i farb. Do tej pomocy nieszczęsnemu artyście włączyła się też pani Alicja. Odwiedzała go w jego nędznym małym pokoiku w tym domu opieki, podjęła starania o przeniesienie go do domu kombatanta. Niestety tego już Alf nie doczekał. Zmarł w wieku 88 lat, 31 maja 2013 roku, w tym smutnym domu opieki w Wesołej i został pochowany na tamtejszym cmentarzu. Pani Alicja przysłała mi zdjęcie ostatniego obrazu Alfa Bobrowskiego – „Łazienki Królewskie” – oraz trzech innych jego obrazów, będących w posiadaniu pani Alicji, jej syna oraz pani Weroniki („Baletnica”).