Category

kartki z pamiętnika

kartki z pamiętnika, notatki z podróży

Luksusowe wakacje z Andrzejem Szymkiewiczem. Część pierwsza

w Italii

Wiosną 1980 przyszedł list z RFN-u od Hani, a w nim, że zapraszają nas na wspólne spędzenie wakacji i że Andrzej przykazał załatwić wizę włoską i szwajcarską. Byłam zachwycona, tym razem nawet Mieciowi ten pomysł się spodobał. Zostało ustalone, że pojedziemy w lipcu.

Zabrałam się czym prędzej do załatwiania odpowiednich dokumentów. Najpierw urząd paszportowy, bo żeby załatwić wizy, trzeba najpierw wydobyć z urzędu paszporty. W urzędzie, bez względu na porę roku, niekończące się kolejki. Ludzie przychodzą wczesnym rankiem, pokornie wyczekując na otwarcie urzędowych podwoi. Nigdy nie wiadomo, ile osób jednego dnia zostanie przyjętych. Najpierw trzeba złożyć wniosek o wydanie paszportu, a następnie oczekiwać na dzień jego wydania. Kiedy już wreszcie nadejdzie ten dzień szczęśliwy, rozpoczną się wizyty w ambasadach. W niemieckiej kolejka kilkudniowa z wpisywaniem się na listę kolejkowiczów, sprawdzaną każdego poranka. Do szwajcarskiej, żeby mieć szansę otrzymania wizy tego samego dnia, trzeba przybyć o czwartej rano. Najprościej było we włoskiej. I tak po miesiącu łażenia po urzędach miałam nasze paszporty z wpisanymi wizami.

Read more
kartki z pamiętnika, notatki z podróży

Wizyta za żelazną kurtyną

Był koniec czerwca. Przed paroma dniami wróciłam z dwutygodniowego pobytu w Bułgarii. Nie bardzo wiedziałam, czy całe lato przyjdzie mi teraz siedzieć samotnie w Warszawie. W czasie mojej pracy w szkole to w lipcu i sierpniu jeździliśmy z Mieciem z namiotem nad jakieś jeziora, ale teraz cóż, sama z namiotem nie pojadę.

Zadzwonił telefon. To Tadzio Kowalski. Zapytał, czy nadal myślę o wyjeździe do RFN-u, bo przed miesiącem pytałam, czy ma jakieś dojścia w ambasadzie, żeby bez stania w tej kilkudniowej kolejce otrzymać wizę. I szybko dodał, że zaistniała taka możliwość i że on z Urszulką (żoną Tadzia) i z Malenką (ich starszą córeczką) jadą samochodem do RFN-u, więc mogłabym z nimi pojechać.

Read more
kartki z pamiętnika, notatki z podróży

Wczasy zagraniczne w epoce demoludów

Nadchodziło lato, a ja od prawie dwóch lat, od czasu, kiedy rozstałam się z Mieciem oraz ze szkolnictwem, nie byłam na wakacjach. Miałam zaproszenie od przyjaciół przebywających w RFN-ie, ale kolejki do niemieckiej ambasady były długie i wielodniowe, a ja pracowałam w galerii. Gdybym wzięła urlop na stanie w kolejce, nie starczyłoby mi urlopu na sam wyjazd.

Wędrując bezmyślnie Marszałkowską, w oknie wystawowym PTTK-u (Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze) zobaczyłam niewielkie ogłoszenie „Wczasy w Bułgarii”. Weszłam, żeby się dowiedzieć, i okazało się, że wyjazd do Pomorie byłby już w przyszłym tygodniu i że jest jeszcze wolne miejsce.

Read more
kartki z pamiętnika, Kolorowe cienie

Dzieje powstania jednej niezwykłej książeczki

Mroczne czasy stalinizmu oddaliły się wraz z odejściem z tego świata Josifa Wissarionowicza Stalina (05.03.1953). Niespodziewana śmierć Bolesława Bieruta (18.03.54) w czasie jego wizyty na Kremlu zakończyła w Polsce okres „błędów i wypaczeń”. W świecie kultury następuje przebudzenie, powiew swobody… Na tej fali powstaje w Warszawie Studencki Teatr Satyryków STS – jaskółka wiosny w kulturze.

Jego pierwsze przedstawienie odbyło się 13 maja 1954. Rozwinął się w czasie gomułkowskiej odwilży i wkrótce stał się najbardziej interesującym teatrem Warszawy. Specjalnością STS-u były rewie satyryczne. Jego przedstawienia są radosne, wesołe, a przy tym pokazujące absurdy świata PRL-u. Cieszą się wielkim zainteresowaniem przede wszystkim studenterii i świata artystycznego. Maleńka widownia, w budyneczku przy ul. Świerczewskiego 76 b, (obecnie Al. Solidarności) z trudem mieściła wszystkich miłośników tej sceny.

Read more
kartki z pamiętnika

Jak zostałam samodzielną kierowczynią

Chyba we czwartek, wczesnym popołudniem do galerii, w której pracowałam już prawie od roku, przyszedł Miecio. Przyszedł, bo miał ważną sprawę. Postanowił sprzedać samochód – małego fiata, kupionego przed dwoma laty i którego przy podziale mienia postanowiłam oddać Mieciowi, bo ja zostawałam w większym mieszkaniu niż to dla niego kupione.

Ten nasz samochód, wprawdzie już w dniu zakupu nie najnowszy, był w całkiem dobrym stanie. Niedawno odmalowany osobiście przez braciszka mego Andrzejka na piękny, trochę malinowy kolor, powstały z pomieszania białej farby z resztkami czerwonej (kolor nazwany przeze mnie „biskup w śmietanie”), prezentował się całkiem dobrze.

Read more
kartki z pamiętnika

Porzucam pralnię dla sztuki ludowej

Rozstanie z pralnią należało do rozstań radosnych. Pracowałam w pralni już ponad siedem miesięcy. Dobre zarobki nie rekompensowały jednak beznadziejności tego zajęcia. Na dodatek pojawiły się bóle w przegubach rąk. Ewa Bartuszek, zaprzyjaźniona rehabilitantka, zapisała mnie na wizytę u ortopedy. Diagnoza pani doktor Lisiewicz była prosta:  ̶  Gdzie pani z takimi rękami do pralni – powiedziała, patrząc na moje drobne ręce.

Zaczęły się rozmyślania, czym by tu się zająć, przecież do szkoły już nie wrócę…

Parę dni później, szczęśliwym zdarzeniem losu, odwiedziła nas Elżbieta, żona znajomego Mietka (Miecio wciąż jeszcze nie wyprowadził się z Kopernika do swego już wyremontowanego mieszkania). Elżbieta przyszła zamówić pierścionek. Opowiedziałam o swojej aktualnej sytuacji pracowniczej.

Read more
kartki z pamiętnika

Podziemie pralnicze w podziemiu

Był chyba marzec, a może już kwiecień 1987. Skończył się sezon kożuchowy. W pralni zmniejszył się ruch. Nie potrzebni już byli pomocnicy do farbowania kożuchów. Przestał przychodzić pan Maciek, a pan Kazio wpadał z rzadka, Lila (właścicielka firmy) przyjeżdżała prawie codziennie, ale raczej na krótko i tylko ja musiałam przychodzić codziennie i trwać na posterunku przez osiem godzin. Zbliżała się wiosna i podobno były słoneczne dni. Piszę „podobno”, bo w tej mojej pralni, w piwnicznych izdebkach, nie było nawet promyczka słońca. Nadejście wiosny można było przewidywać po przynoszonej do prania odzieży.

Raczej nie najlepiej znosiłam to osamotnienie. Dni stały się jakieś monotonne i dziwnie rozwleczone.

W piątek Lila przyszła dużo wcześniej niż zwykle. Była lekko podekscytowana. Zasiadła przy biurku, przeglądając jakieś papiery i trochę nerwowo spoglądając co pewien czas na zegarek. Koło jedenastej w drzwiach pralni pojawił się klient. Wysoki mężczyzna z dużą wypchaną torbą. Lila szybko wstała z krzesełka i bez wstępnych słów zaprosiła go na zaplecze.

Read more
kartki z pamiętnika

Znalezione w tekturowym pudle…

W poszukiwaniu jakiegoś dokumentu postanowiłam zajrzeć do tekturowego pudła, zakupionego kiedyś w IKEA, opatrzonego przeze mnie napisem „ARCHIWUM”. W pudle leżały tekturowe teczki z bawełnianymi tasiemkami zawiązanymi na kokardkę. Ukrywały w swych wnętrzach rozmaite dokumenty, wycinki z gazet z Mieciowymi rysunkami, listy od przyjaciół, rysuneczki zaprzyjaźnionych artystów… A na dnie pudełka leżała, częściowo obdarta, zwykła, niegdyś niebieska koperta. W takich kopertach przychodziły listy z urzędów, w takich kopertach wysyłało się listy do znajomych, przechowywało znaczki pocztowe…

We wnętrzu koperty ku mojemu zaskoczeniu znalazłam starannie pocięte fragmenty filmu małoobrazkowego. Na długich odcinkach filmu znajdowały się zdjęcia drewnianych Mieciowych rzeźb sprzedanych niegdyś w sklepie Desy oferującym wyroby artystyczne. Niektórych rzeźb zupełnie nie pamiętałam.

Read more
kartki z pamiętnika

Moje życie pralnicze

Zimy w Polsce dawniejszymi czasy były długie i mroźne, toteż najważniejszą rzeczą w każdej szafie były ciepłe swetry i różnego rodzaju zimowe okrycia wierzchnie. Palta na watolinie, pelisy podbijane futrem, futra od najtańszych z królików po bardziej wytworne z norek, lisów czy szynszyli. W latach 60-70. ubiegłego stulecia modnym okryciem zimowym stały się kożuchy. Spod strzechy przeniosły się na salony.

Pralnia, w której rozpoczęłam pracę, w dużej mierze specjalizowała się w praniu kożuchów i przywracaniu im nadszarpniętego upływem czasu wyglądu. Listopad i grudzień były miesiącami najintensywniejszego ruchu. Na wieszakach zwisały kożuchy duże i maleńkie, krajowe i zagraniczne. Można było tu obejrzeć cały przegląd mody kożuchowej. Krótkie, eleganckie kożuszki włoskie, kolorowe, z szalowym puszystym kołnierzem, zawiązywane paskiem w talii. Znacznie solidniejsze kożuszki bułgarskie, beżowe, brązowe, lekkie, starannie wykończone. Wreszcie nasze polskie – duże, solidne, najcięższe, najczęściej w rdzawym odcieniu brązu, przywożone z Sokołowa czy z Podhala. Kożuchy pochodzące z gór były często zdobione kolorowym haftem.

Read more
kartki z pamiętnika

I przyszedł czas rozstania

Był rok 1985. Nasze drogi z Mietkiem rozeszły się. Szybki rozwód za porozumieniem stron. Bukiecik żółtych róż. To chyba były jedne kwiaty, jakie kiedykolwiek od Miecia dostałam. Spotkanie w kawiarence z moją przyjaciółką Hanią i jej mężem Andrzejem…

Zaczęło się nerwowe poszukiwanie mieszkania dla Miecia i gwałtowne zbieranie pieniędzy na ten zakup. Pomysłu sprzedania naszego mieszkania na Kopernika, na moje szczęście, nie dawało się zrealizować. Nie było chętnych na piąte piętro bez windy, i to w starym budownictwie.

Read more
Close