Wilno, lipiec 1944
Niemieckie bombowce nad miastem (kolaż)
Idą Rosjanie, rodzice zdecydowali się wyjechać z Wilna. Mama, Tata, nas troje, Babcia i Nadzia.
Na furmankę załadowano tobołki. Jedziemy gdzieś na wieś. Nie wiem, czy to było wcześniej uzgadniane i skąd właściwie przyjechały te furmanki.
Zatrzymujemy się w jakiejś podwileńskiej wiosce. Tak zwanej kolonii. Domy tu porozsiewane z dala od siebie, każdy gospodarz ma chałupę na własnym gruncie. Chałupę otaczają jego własne pola. Z tej naszej nie widać żadnego innego domu. Nie ma też gospodarzy, gdzieś się wynieśli, pozostawiając tylko babkę do pilnowania obejścia. W ogromnej sieni rozłożono sienniki wypchane słomą i jakieś koce czy kołdry. Tu będą spali wszyscy uciekinierzy, to znaczy nasza rodzina, Januszek, młodszy kolega z ulicy, z mamą i jeszcze jakieś osoby. Na tych siennikach będziemy spać.