Była wczesna wiosna roku 90. Przybyłam na herbatkę do mojej przyjaciółki, Basi Kalwejtowej, i już od progu oznajmiłam, że przyjechałam nowym samochodem. Basia, jak tylko usłyszała o samochodzie, wystąpiła ze wspaniałą propozycją: To może byśmy pojechały do Niemiec zbierać maliny? I dodała, że ona wszystko załatwi. W Varrelbusch, wiosce w okolicach Cloppenburga, mieszkał Leo Klosa, przyjaciel Maciusia Kalwejta, nieżyjącego już męża Basi. Maciuś i Leo studiowali razem malarstwo w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Leo tuż po studiach wyruszył na jakąś wycieczkę zagraniczną, z której już do Polski nie wrócił. Pozostał w Niemczech, w RFN-ie. A że był Ślązakiem, bez trudu otrzymał azyl. Tam się ożenił, urodziły mu się dwie córki. Uczył rysunku w szkole, otworzył też galerię, w której prezentował prace polskich grafików. Teraz mieszkał sam w tym Varrelbuschu w dużym domu. Żona przeniosła się do Berlina, dorosłe już córki gdzieś też się przeprowadziły, a więc miałybyśmy gdzie mieszkać. No i Basia zadzwoni do Leona, żeby z góry załatwił nam pracę na jakiejś malinowej plantacji.
Read more